Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/890

Ta strona została przepisana.

śniadanie, podaj im pan butelkę dobrego wina i jaką kwaśną zupę.
Restaurator schowawszy pieniądze do kieszeni — zapytał:
— A jeżeli będą się pytać o pana?
— To powiedz im pan, że pojechałem do Hawru, po świeże ostrygi, i że od dziś za dwa tygodnie zapraszam ich na obiad pod „Czarną gałkę“ w Paryżu, na godzinę szóstą wieczorem. Od dziś za dwa tygodnie, rozumiesz pan? Dziś mamy 21-go, naznaczam więc im schadzką na szóstego przyszłego miesiąca.
— Spełnię pańskie polecenie, — odparł właściciel zakładu, — gotów do wszelkich posług po otrzymanym tak hojnym wynagrodzeniu.
Wyszedły na świeże powietrze, Jan Czwartek doznał jeszcze silniejszego oburzenia! Wsparł się o balustradę, aby nie runąć na ziemię. Silna wszakże jego natura, wkrótce pokonała rozmarzenie. Począł iść zwolna i ociężale niezadługo jednak wrócił do umysłowej równowagi.
— Może by było lepiej wracać koleją? — zapytał Mignolet — widząc jak Jana orzeźwia przechadzka.
— Za żadną cenę niepojadę niczem. Potrzebuję ruchu i świeżego powietrza. Od ciągłego siedzenia, nogi mi zdrętwiały. Ztąd do Paryża nie tak daleko.
W niespełna godzinę, stanęli przy rogatce La Chapelle.
— Otóż stacja! — rzekł Czwartek — zatrzymując się nagle.
— Jakto stacja? — zapytał Mignoled.
— Północ minęła, niewidzę ani jednego otwartego szynku.
— Nie rozumiesz mnie, jak widzę. Pod wyrazem „stacja“ chciałem ci dać poznać, że się tu rozejdziemy.