Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/891

Ta strona została przepisana.
XIV.

— Rozejdziemy się? — powtórzył zawiedziony w swoich nadziejach Mignolet. Chcesz mnie tak porzucić jak tamtych towarzyszów?
— Tylko chwilowo.
— A nasza podróż do Hawru? Czy to był żart?
— Jak widzę ze wszystkiem ogłupiałeś! — Zapominasz, że człowiek uczciwy za rzecz najdroższą uważa swój honor, i dawszy raz słowo, nie cofa go nigdy! Niamam zamiaru zaniechać przejażdżki do Hawru, zkąd przywieziemy świeżych ostryg na nasz projektowany obiadek. Lecz teraz muszę wejść na chwilę do siebie, i dla tego pożegnamy się tutaj.
— A ja nie mógłbym iść z tobą?
— Nie!
— Dla czego?
— Bo byś mi przeszkadzał. Mieszkam z rodzicami i małą moją siostrą chorą na gorączkę. Mógłbyś ją przebudzić.
— Na co te wykręty? — odparł niechętnie młody oszust. Powiedz otwarcie, że tobie bym przeszkodził w twoich rachunkach pieniężnych, a niewydaj historji nieprawdopodobnych.
— Upewniam cię, że się mylisz. Nie namyślaj się dłużej i biegnij na stację Saint-Lazare, dopędzę cię niebawem. Widzę błyszczące latarnie jakiejś dorożki, wsiądę w nią, i za chwilę nadjadę. Mój bankier nie będzie robił żadnych trudności przy wypłacie pieniędzy. Nie zabierze mi to wiele czasu. Pojmujesz?
— Czy to tylko prawda co mówisz?
— Słowo uczciwego człowieka!... Jakiem Jan Czwartek.
— Wierzę ci... i pójdę na stację.