Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/896

Ta strona została przepisana.

Pierwej muszę maść odjąć przyłożoną na uszkodzone miejsce, które jeszcze kilka dni pozostać na ranie powinna. Nie pociesza mnie jednak ten jej stan pognębienia i ten wzrok ponury. Lękam się...
Tu przerwał.
— Lękasz się pan jakiej choroby; któraby zniweczyła twe plany i stanęła na przeszkodzie w dokonaniu cięcia?
— Zgadłeś pan. Trzeba ją wyprowadzić natychmiast z celi go ogrodu. Dać jej kwiatów, jeżeli będzie chciała. Może się rozweseli cośkolwiek. Polecam tę chorą troskliwej pańskiej opiece.
— Będę się starał wywiązać jaknajlepiej z powierzonego sobie zadania — odrzekł pomocnik Edmunda.
— Wyświadczysz pan podwójną przysługę ludzkości. Najprzód przychylisz się do szlachetnego dzieła powrócenia zmysłów nieszczęśliwej a powtóre, dopomożesz do rozwiązania naukowej kwestyi.

XV.

Podczas tej rozmowy, Estera siedziała na łóżku nieruchomie zapatrzona w przestrzeń.
Edmund ujął zwolna jej rękę.
Spojrzała na niego, jak gdyby go dopiero w tej chwili spostrzegła.
— Czy pani bardzo cierpisz? — zapytał łagodnie.
Wstrząsnęła głową wysuwając rękę z jego dłoni.
— Może pani życzysz sobie czego? — zapytał po chwili.
Obłąkana przywtórzyła poruszeniem głowy.
— Czego więc pani pragniesz?
— Słońca i kwiatów, — odparła zaledwie dosłyszanym głosem.
— Słońce masz pani w oknie, a za chwilę zaprowadzą