Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/897

Ta strona została przepisana.

cię do ogrodu, gdzie jest dużo kwiatów. Będziesz pani mogła ułożyć sobie bukiet.
Na twarzy chorej zawidniał wyraz najwyższego zadowolenia, a usta wyszeptały:
— Czy do Brunoy mnie zaprowadzą?
— Tak.
— Nie chcę! gwałtownie zawołała.
Edmund usłyszawszy to nazwisko, drgnął widocznie. Przypomniał bowiem sobie, że Ireneusz Moulin powiedział mu kiedyś:
„Jestem pewny, że to są prawdziwi zabójcy doktora z Brunoy.“
— Dziwny zbieg okoliczności! — myślał sobie. — Miałyżby te dwie kobiety mieć coś wspólnego z sobą? Czyliż zamknięcie tu jednej, jest w związku ze zniknięciem drugiej? Miałożby z tąd wyjść rozwiązanie tajemnicy o której mu Berta z Ireneuszem wspominali? Miałażby mnie wybrać Opatrzność do rozświetlenia tej sprawy?
Po chwili znów ujął rękę Estery.
Chciała ją usunąć natychmiast, lecz doktór na to niepozwolił. Spojrzał bystro jej w oczy, i zmusił do zupołnego posłuszeństwa.
— Niechcesz więc pani jechać do Brunoy? — zapytał przyciszonym głosem.
— Nie... niechcę!
— A jednak pojedziesz pani.
Chora zaczęła drżeć na całym ciele, a odwróciwszy się od Edmunda wyszepnęła:
— Nie pojadę!... lękam się... tam mnie zabiją... Boję się!... boję!
I coraz gwałtowniej zaczęła drżeć, usuwając się od doktora.
Atak mógł wybuchnąć lada chwila.
Tego właśnie obawiał się Edmund.