Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/898

Ta strona została przepisana.

— Rozkazuję pani zachować się spokojnie!... — zapytał stanowczo. — Odpowiadaj na moje zapytania. Czego się lękasz?
Estera milczała.
— Kogo obawiasz się pani spotkać w Brunoy?
Obłąkana wpatrzyła się w niego. Widocznie nie rozumiała zapytania. Po chwili jednak zrywając się z wyrazem najwyższego przerażenia:
— Tam... w nocy... krew i śmierć!... — zawołała. — Tu, kwiaty... niebo błękitne... słońce i rozkosz niebiańska!..
Przy ostatnich słowach, głos jej ucich zupełnie, z ciężkiem westchnieniem pochyliła głowę na piersi. Nastąpiło zupełne obezwładnienie i zupełna bezprzytomność?
Edmund coraz mocniej był przekonanym, że jakiś tajemny węzeł łączył te dwie fale z sobą. Czuł, że przeszłość Berty i Estery, odnosiły się do jednych i tychże samych wypadków.
Jakim był jednak ten węzeł? Trudna do rozwiązania zagadka. Nie tracił jednak nadziei, że prędzej lub później wykryje tę prawdę.
— Doktorze! — zagadnął asystent, — czy znasz cośkolwiek przeszłość tej kobiety?
Pytanie to zwróciło go do przytomności. Przypomniał sobie zalecenie ordynującego lekarza.
Chora według przepisów umieszczoną została w odosobnieniu. Nie wolno mu więc było podchwytywać i badać tajemnic, jakie władza pragnęła ukryć przed ludzkiemi oczyma.
— Nie, niewiem; — odrzekł asystentowi i jeżeli pragnę odnaleść powód choroby, to dlatego aby ją zwalczyć skutcznie.
— Jestem tego zdania doktorze, iż w życiu tej kobiety ukrywa się jakaś groźna tajemnica. Czy nie zwróciłeś pan na to uwagi?
— Być może... Nie zastanowiłem się nad tem.