Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/90

Ta strona została przepisana.

— Mów ojcze dla mego przyjaciela... mego najlepszego przyjaciela. Weszliśmy do kolegjum oba z Edmundem w jednym dniu i o jednej godzinie. Któż zatem mógłby go znać lepiej nademnie? Żyjąc obok siebie i razem przechodząc klasy otrzymaliśmy razem dyplomy, i w dniu, w którym on został doktorem medycyny, mnie obwołano doktorem prawa. Gdybym kiedykolwiek zachorował, niechciałbym innego lekarza jak jego, bo jestem przekonany, że on tylko mógłby mnie ocalić.
— Niezaprzeczam mu jego zasług i zdolności, — wymruknął książę, — wolałbym jednak, abyś wybierał sobie przyjaciół ze sfery społecznej, właściwszej twojemu stanowisku, młodzieńców z naszego świata...
— Edmund, mój ojcze, jest synem starego żołnierza, poległego na polu bitwy, w Algierze. Jest to szlachectwo, warte więcej nad wszelkie inne!
— Wiem..! wiem! przerwał starzec z pogardliwym uśmiechem, został wychowanym przez stryja dorożkarza.
— Uczciwego człowieka, mój ojcze, z zacnym sercem, skoro ze swoich szczupłych dochodów potrafił dać swemu synowcowi taką edukację, jaką ja otrzymałem... ja, Henryk de la Tour-Vandieu. To piękne!... to wspaniałe... to wzruszające... Nie czujesz że tego, mój ojcze?
— Nie przeczę, ale spostrzegam zarazem że jesteś entuzjastą względem swoich przyjaciół... Nic dziwnego, jesteś młodym pełnym zapału, niedoświadczenia, a z tąd i nierozwagi! Strzeż się jednak zaplątać w jaką awanturę, której skutki mogłyby wywołać smutne następstwa dla ciebie w przyszłości. Kto wie, czy po mojej śmierci nie będzie ci dano zająć moje miejsce w Senacie? Ale na takie wywyższenie potrzeba zasłużyć, jak zasłużyć trzeba zarówno na przychylne względy panny de Lilliers i jej ojca.
— Nie odemnie wyszła myśl o tem małżeństwie, rzekł Henryk, — tyś ją ojcze pierwszy wywołał.