Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/900

Ta strona została przepisana.

— Jestem na pańskie rozkazy. Wszystko wykonam co mi pan tylko polecisz, zachowując jaknajściślejszą tajemnicę.
— Dziękuję z całego serca; odparł Edmund ściskając dłoń młodzieńca. Nie dla samej tylko nauki pragnę powodzenia tej kwestyi. Zdaje mi się że tę chorą łączą węzły wspólnego nieszczęścia z bardzo drogą dla mnie osobą. Jeżeli zdołam powrócić jej zmysły, to choćby mi wypadło wypowiedzieć wojnę całej administracyi, choćby mi przyszło zwichnąć całą moją karjerę, nie odstąpię od tego co mi sumienie nakazuje. Skoro tylko uznam Esterę za uleczoną, wyślę raport względny do prefektury, żądając wypuszczenia jej na wolność. Wtedy to dowiemy się co za ludzie oddali ją tutaj i jaki jest powód jej uwięzienia?
— Przyjmij pan i wtedy mą, pomoc, zawołał młody praktykant. Będę walczył chętnie za dobrą sprawę.
— Dzięki serdeczne!.. — odparł Edmund, — liczę na pana i nie zaniedbam odwołać się do niego w razie potrzeby.
Wracając do Paryża rozmyślał:
— Miałbym chęć wielką opowiedzieć Ireneuszowi o mojej pacjentce, ale zbywa mi na odwadze. Lękam się by mnie nie posądzili o niedyskrecję i wglądanie w ich tajemnicę. Lepiej jeszcze zaczekać.
Po załatwieniu się z choremi Edmund po raz trzeci w tym tygodniu udał się do Montrenil, gdzie każdego z przechodzących wypytywał i badał nie obawiając się nawet tego, ze podejrzliwi brali go za policyjnego agenta.
Miał nadzieję że jakieś światło zabłyśnie z tej strony, choć nie był w stanie okreśiić na czem opiera swoje nadzieje? Wracał tam ciągle wiedziony głosem serca, jaki go wzywał w te strony.
Ireneusz zaś dnia tego wybrał się do Bercy. Skręcił na wybrzeże de la Rapée zajęte w tedy na składy drzewa budowlanego jakie przychodziło Sekwaną. Tragarze stoją-