Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/902

Ta strona została skorygowana.

Od dziesięć kroków ztąd, pozostawiono dorożkę Piotra Loriot, pomyślał, przysiągłbym że ten płaszcz należał do nędznika, który się weń przebrał za stangreta. Ażeby zaś zastrzeć ślad wszelki, utopił płaszcz w Sekwanie.
— Bogata zdobycz! — zawołał tragarz. Sukno gatunkowe... Jeżeli chcesz Popinet sprzedam ci go za tanie pieniądze. Każesz sobie zrobić zeń paltot od święta.
— A ile chcesz za niego?
— Dwie kwarty wina.
— Nie! — tyle niedam. Chcesz jedną?
— Zgoda, — niech będzie i jedna. Ale zanim ci go oddam, wprzódy przetrząsnę kieszenie.
To mówiąc zapuszczał ręce w boczne otwory płaszcza.
— Nic niema! — wyrzekł po chwili. Jeszcze jedna kieszeń pozostała mi do zrewidowania, może z tej wyleci jaki bilet bankowy.
Po chwili wydobył zmiętą i zmoczoną kartkę papieru.
— Znalazł tysiące franków! — odezwały się głosy.
— Pomyliliście się; odrzekł robotnik. Zwyczajny papier listowy.
— A może przed śmiercią samobójca napisał na tej kartce co ważnego? — ozwał się jeden z obecnych. Obejrzyj czy papier jest czysty?
Robotnik ostrożnie rozwijał kartkę aby jej nie podrzeć.
Ireneusz patrzył na wszystko ze wzrastającą ciekawością.
— Jest coś napisanego — zawołał!
— Czy umiesz czytać mój przyjacielu? zapytał Moulin.
— Umiem trochę; ale tego przeczytać niepotrafię. Woda pozalewała atrament. Gdzie niegdzie tylko można rozeznać litery. Może pan to zechcesz załatwić?
— Chętnie; jeżeli sobie tego życzysz.
Przypatrując się z uwagą każdej niemal literze Irene-