Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/903

Ta strona została przepisana.

usz przeczytał głośno: „Jedź z tym człowiekiem którego przysyła ci Ireneusz Moulin.“
Spostrzegłszy swoje nazwisko wypisane wyraźnie na papierze, biedny mechanik niemógł powściągnąć wzruszenia. W drżącej ręce zaledwie zdołał utrzymać papier, nie zwrając uwagi na obecnych, którzy z jego pomieszania rozmaite wnioski wyprowadzać mogli.
— Sprzedaj mi ten płaszcz i tę kartę papieru, rzekł do robotnika.
— A czy pan znasz tego jegomościa o którym tu mowa? zapytał tenże z niedowierzaniem.
— Znam doskonałe! — Jest to mój przyjaciel. W padłem na trop figla jaki mu spłatano.
— Skoro tak, to chętnie, ileż pan dajesz?
— Dwadzieścia franków.
— Zgoda! — panie ambasadorze; zawołał uradowany robotnik. Bierzcie te kosztowności.
— A wy bierzcie swoje pieniądze.
Zabrawszy celny dokument i płaszcz zmoczony, Moulin z radością w sercu powracał do Paryża.
— Nie omyliłem się; myślał. Ten płaszcz okrywał łotra który uwiózł Bertę. Tą kartką właśnie wzbudził w niej zaufanie i skłonił do wyjazdu. Nie pojmuję tylko jakim sposobem ta kartka wróciła napowrót do niego.
Uszedłszy kilka kroków, rozwinął papier a przypatrując mu się bacznie.
— To pismo tak mi jest znane, wyszepnął, jak gdybym je już nieraz widywał. Nie przypominam sobie gdzie i kiedy, alem je widział na pewno!
Po chwilowem zastanowieniu się, mówił dalej:
— Wiem!.. wiem... toż samo pismo znajduje się w owej potwornej nocie jaką zostawiono wtedy w moim biurku, na placu Królewskim. Ci sami przeto nędznicy działają dalej