Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/904

Ta strona została przepisana.

na naszą zgubę! — Znam z nich jednego, Fryderyka Bérard, lecz gdzie szukać? — Jan Czwartek wie o jego mieszkaniu, ale Jan przepadł bez wieści.
Pogrążony w tych myślach, zaszedł na ulicę Cuvier do Edmunda Loriot.
Służący przywykły go widywać codziennie i tym razem otworzył mu drzwi, mimo że Edmunda nie było w domu.
— A pan co niesie? zawołał zdumiony. Czy pan przypadkiem nie wpadł do rzeki?
— Nie; nie mój kochany. Kupiłem to sobie za dwadzieścia franków.
— Dwadzieścia franków! — za taką tandetę? zawołał oburzony sługa. Ależ to zdzierstwo bezwstydne! — Jak można było panie Ireneuszu tak się dać obedrzeć?
— Byłbym dał czterdzieści gdyby zażądali i to dla tego tylko aby ten piękny płaszcz pokazać twojemu panu. Czy zastałem go w domu?
— Nie panie. Wyszedł na miasto.
— Ale powróci na obiad?
— Zapewne; bo nic nie mówił ażeby na niego nie czekać.
— Przyjdę więc później; a ty mój przyjacielu rozwieś tę piękną sztukę ażeby trochę gdzie przeschła.
— Wywieszę go za okno.
— Dobrze; lecz pozwól niech jeszcze raz przepatrzę przed tem kieszenie.
Tragarz w pośpiechu nie dojrzał bocznej od spodu kieszeni, w której Ireneusz przy skrupulatnym oglądaniu namacał jakiś papier.
Z niewysłowioną radością rozwijał drobną notatkę.
Był to zwykły rachunek restauracyjny.
Na górze kartki wydrukowano.
„Richefeu restaurator Bulwar Montparnasse“
Później następowała data dnia w której rachunek podano.