Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/905

Ta strona została przepisana.

— Dwudziesty Październik! — zawołał Moulin to właśnie dzień w którym porwano Bertę. Nareszcie choć drobny ślad wykryć zdołałem. Musiano ich przecie zauważyć w restauracyi. Tam dowiem się więcej; może mi wskażą ich rysopis.
Służący słysząc te bez ładu wymawiane słowa, patrzył na niego z osłupieniem. Moulin spostrzegłszy jego minę zdziwioną niemógł powstrzymać się od śmiechu.
— Wychodzę teraz — rzekł, ale powrócę niedługo. Proś doktora ażeby na mnie zaczekał, mam mu ważną wiadomość do zakomunikowania.
— Dobrze, powiem, jak tylko pan doktór powróci.
— Dodaj jeszcze — rzekł Ireneusz — że przynoszę dobrą nowinę.
Wyszedłszy, wsiadł w dorożkę, i kazał się zawieść na ulicę Richelieu’go.
O tej godzinie, w restauracji, napływ gości był wielki. Służba biegała jak szalona obsługując jednych, przyjmując zamówienia od drugich.
Zewsząd dobiegał brzęk kieliszków, szczęk talerzy, i wesołe gwary obiadujących.
Sam właściciel, mężczyzna silny, barczysty, stał za kontuarem, nalewając dla gości wino, w kieliszki i szklanki.
Ireneusz zbliżył się do niego.
— Chciałbym pomówić z panem Richefeu. — zagadnął.
— Jestem do usług pańskich — odparł restaurator.
— Przychodzę prosić pana o pewne objaśnienie.

XVII.

— Do czarta!.. źle pan trafiłeś; rozpoczyna się właśnie wydawanie obiadów. Jestem mocno zajęty — odrzekł właściciel restauracyi.