Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/906

Ta strona została przepisana.

— Widzę to, lecz ja nie nadużyję pańskiej grzeczności, a rzecz o którą chodzi jest dla mnie bardzo ważna.
— Niemógł byś się pan chwilę zatrzymać?
— Zaczekam. Usiądę na tym krześle, z boku kontuaru. Proszę tylko o szklankę wina, zastąpi mi ona pańskie towarzystwo, do chwili w której pan będziesz wolnym.
— Bądź pan cierpliwym; za kilka minut będę panu służył.
Moulin usiadłszy zmoczył usta w płynie jaki restaurator przed nim postawił.
Tymczasem liczba gości coraz się zwiększała, a Bichefeu napełniał wciąż butelki i szklanki trunkami.
— Cierpliwość!.. powtórzył zwracając się do Ireneusza, skoro tylko będzie możebnem pomówimy z sobą.
— Nie zwracaj pan na mnie uwagi, kończ swoje zajęcie — odparł mechanik. W głębi duszy wszelako, przeklinał wszystkich gości którzy mu niepozwalali otrzymać zaraz potrzebnych objaśnień.
Wypił już ostatnią kroplę wina, a zajęcie restauratora jeszcze się nie skończyło.
— Zjem tutaj obiad, pomyślał, tym sposobem skrócę czas sobie. I kazał sobie podać jedzenie.
— Zmuszam pana byś został moim gościem — zawołał, śmiejąc się gospodarz. Jest to dla mnie korzystnem, ale pan dobrze czynisz, bo ledwie za dwadzieścia minut ukończę robotę.
W istocie, około ósmej restaurator odetchnął jak gdyby mu kamień spadł z serca.
— Oto już prawie skończone!... zawołał. Jestem teraz na pańskie rozkazy — dodał, siadając koło Moulin’a. Czem mogę służyć?
Ireneusz wyjął z pigilaresu notatkę mającą w nagłówku wydrukowaną firmę Richefeu i pokazał ją gospodarzowi.
— Poznajesz pan to? — zapytał.