Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/909

Ta strona została przepisana.

— Czy byli sami?
— Nie! — z jakimś niezdarą mogącym mieć lat około sześćdziesiąt, który na nich tu oczekiwał, popijając piołunówkę i pisząc jakiś list. Jedli natenczas wszyscy trzej razem w gabinecie numer 2. I wtedy także im usługiwałem.
— Podając im, czy nie zapamiętałeś nic z ich rozmowy?
— Nie na nieszczęście! Co mówią goście, pan to dobrze rozumiesz, wlata mi jednym uchem a wybiega drugim. Zdaje mi się jednak, że za moim wejściem przerywali rozmowę.
— Czy nie mówili czasem o uprowadzeniu kobiety, — zapytał Moulin.
— Ach! o tem nie! Toby mnie zastanowiło, jestem wrażliwym na takie rzeczy. Ale... ale, — dodał, — zaczekaj no pan chwilę.
— Przypomniałeś sobie coś ważnego?
— Tak. Wieczorem, po ich odejściu, znalazłem pod stołem pupier.
— Jaki papier?
— Pokwitowanie, które jeden z nich zgubił.
— Tak jest! — zawołał Richefeu, — tyś mi je sam przyniósł mówiąc, że trzeba będzie może o tem ogłosić.
— I pan schowałeś to pokwitowanie? wyjąknął Moulin, nie mogąc prawie oddychać.
— Ma się rozumieć.
— Może pan być zechciał mi je pokazać?
— Najchętniej; dać je panu mogę.
Restaurator podszedł do kantoru i wydobył z półki papier leżący tamże pomiędzy dwiema butelkami likieru.
— Oto jest... rzekł podając go Ireneuszowi który rozwinąwszy go, zaczął czytać z pośpiechem.
„Ryszard, dostawca drzewa i węgli w Montrenil.“