Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/915

Ta strona została przepisana.

Miał na sobie bardzo pospolite odzienie.
— Dzień dobry panie Plantadet — rzekł do niego naczelnik, odpowiadając poruszeniem ręki, na ukłon głęboki przybyłego.
— Pan naczelnik zrobił mi ten zaszczyt i raczył napisać do mnie...
— Tak, bo chciałem pana zapytać o niektóre rzeczy. Proszę siąść...
Tu naczelnik bezpieczeństwa wskazał mu fotel.
Plantadet usiadł niechętnie, wolał by był stać w obecności swoich zwierzchników.
— Rozkazałem panu, Panie Plantadet, zaczął naczelnik, ażebyś bacznie śledził agentów, oraz inspektora wydelegowanego do sprawy tyczącej dorożki № 13.
— Tak; panie naczelniku i wywiązuję się z całą sumiennością z tego zadania.
— Właśnie o treści pańskich raportów chcę z panem pomówić.
— Miałyżby być w sprzeczności z innemi raportami?
Bynajmiej! — Gdzie tylko byli agenci i pan byłeś także. Widocznem jest więc, że pan ich śledzisz bezustannie.
Wypada nam tu powiadomić czytelniku o sposobie takiej tajnej kontroli.
Zwykły agent donosi na początku raportu:

„Byłem tu i tam.“

Raport zaś tajnego agenta powinien mówić: „Śledziłem takiego a takiego, w takiej a takiej miejscowości!
Jeżeli wskazówki są jedne i też same, wtedy jeden z raportów jest fałszywy.
Nikt nie wątpi o pańskiej sumienności — dodał naczelnik, lecz potrzebuję objaśnień co do pewnych zamilczeń...
Plantadet przygryzł usta. Przeczuwał że będzie mowa o Théferze.