Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/920

Ta strona została przepisana.

wiedniego upoważnienia, gdyż zbytnia moja w takim razie gorliwość za złe by wziętą być mogła.
— Jesteś dobrym urzędnikiem, panie Plantadet — rzekł sędzia. Nie wiedziałem o twoich zdolnościach, a nawet nie przypuszczałem byś je mógł posiadać.
Agent zarumieniony temi niespodziewanemi pochwałami ukłonił się nisko.
— A więc to je wczoraj dopiero zebrałeś? — pytał dalej.
— Tak panie sędzio. Od Wczoraj zauważyłem ślady kół i kopyt końskich, w pobliżu spalonego domu.
— Byłeś pan u miejscowego komisarza?
— Nie panie.
— Dla czego?
— Nie mając wyższego rozporządzenia niemogłem działać urzędownie. Miałem dziś zamiar rozpytać tamecznych mieszkańców o powód pożaru i wszelkie szczegóły tegoż. Chciałem nawet widzieć się z właścicielem tej posiadłości i wybadać cośkolwiek. Ale zawachałem się, wyznaję. Śledzić z dobrej woli, bez upoważnienia, zabrakło mi ku temu śmiałości.
— Czy chcesz prowadzić dalej to śledztwo?
— Nie, panie naczelniku. Wyznaczono już ku temu innego, nie chciałbym wchodzić mu w drogę, z resztą ta czynność przekracza moją atrybucję.
— Mylisz się co do tego. Od tej chwili mianuję cię inspektorem.
— Inspektorem!... — wykrzyknął Plantada, — niemogąc ukryć swojej radości. Będę mógł dowolnie chodzić, śledzić, kombinować i odkrywać!... Cel moich marzeń osiągnięty!... Ach! panie, jakże się czuję szczęśliwym.
— Jutro prefekt podpisze pańską nominację. Rozpocznij pan swoją karjerę od śledztwa sprawy dorożki Nr. 13.