Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/921

Ta strona została przepisana.

— W jaki sposób zdołam się wywdzięczyć panu naczelnikowi za taką łaskę?
— Spełniając sumiennie i gorliwie swoje obowiązki. Spisz mi pan szczegółowy protokuł ze swoich spostrzeżeń i odkryć. Jutro przyszedłszy po nominację, oddasz mi go pan i natychmiast bierz się do dzieła.
— Bardzo były by mi przydatne raporta komisarza z Bagnolet, złożone tu do prefektury.
— Każę je przygotować. Czterech agentów dostaniesz pan do pomocy. Jutro ci ich przedstawię.
— Pragnąłbym jeszcze prosić o coś pana naczelnika.
— Słucham. Cóż takiego?
— Prosiłbym o powierzenie tej sprawy mnie tylko jednemu.
— Najchętniej. A teraz żegnam, panie inspektorze.
Plantadet skłonił się aż do ziemi wychodząc z gabinetu.
Tak jak powiedział naczelnikowi! marzenie jego spełniło się w zupełności.
— Ten człowiek urodził się policjantem, — rzekł sędzia, skoro drzwi się zamknęły za Plantadem.
— Zuch z niego nie lada! Mam nadzieję że nam odda niemało przysługi. Zobaczymy jak się weźmie do dzieła.

-Théfer za to będzie się wściekał ze złości!
— To już zużyty człowiek! — Zbyt prędko ukończył swoją karjerę. Więcej się po nim spodziewałem!
— Czy chcesz go przedstawić do uwolnienia?
— Nie! — To byłoby może za surowo. Tyle razy był nam przydatnym, usunąć go niewypada. Zmienię mu tylko rodzaj zajęcia. Przeinaczę go do nadzoru hotelów i pokojów meblowanych.
Nazajutrz naczelnik policji wszedłszy do swego gabinetu, zastał na biurku raporty dwóch agentów Théfera, raport Plantadeta spisany w nocy i notatkę samego Théfera.