Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/924

Ta strona została przepisana.

— Robiłem wszystko, co robić było można, wszak jeśli pan naczelnik uważa za stosowne to jeszcze raz śledztwo ponowić mogę.
— Robiłeś wszystko, co się robić dało... powiadasz? — przemówił naczelnik po krótkiem milczeniu.
— Tak panie; tak sądzę...
— Dowodzisz tem właśnie, że twój umysł policjancki już zstępiał zupełnie!...
Théfer drgnął na te słowa: śmiertelna bladość pokryła mu oblicze.
— Gdybyś był umiał tak jak dawniej, na mocy prawdopodobieństw wysnuwać wnioski i z tych wniosków dochodzić do czynu, byłbyś wykrył to, co inny wykrył za ciebie.
Inspektor w czasie tej mowy, przechodził niewysłowione katusze.
Widział oczy swego zwierzchnika utopione w siebie, oczy... które zdawały się czytać w głębi tego duszy, a czuł że twarz jego zdradza tą wewnętrzną trwogę.
Ażeby się całkiem nie zdradzić, musiał przywołać całą siłę woli. Rysy jego twarzy, wyrażały tylko zdumienie.
— Drugi... odnalazł ślad złoczyńców?.. — spytał drżącym głosem. I ten człowiek może powiedzieć w którą udali się stronę?
— Tak.
— I gdzież się zatrzymała dorożka?
— Nie do mnie zdaje się należy, objaśniać ciebie w tym względzie.
— Niech pan naczelnik wybaczy śmiałość słów moich, ale niemogę uwierzyć w to wykrycie. To, co miałem honor usłyszeć przed chwilą jest nie możliwe.
— Dam ci zaraz dowód, — odparł naczelnik. — Doróżka zabrana z ulicy de l’Ouest, posłużyła do wykradzenia kobiety. Zawieziono tę kobietę do Bagnolet, tam za-