Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/930

Ta strona została przepisana.

W kantorze jakiś młody mężzczyzna pisał rachunki przy biurku.
— Co panowie rozkażą? — zapytał spostrzegłszy nieznajomych.
— Pragniemy pomówić panie Richard.
— Jestem do usług. I o cóż chodzi?
— Potrzebujemy pewnego objaśniena. Pan miałeś interes z panem Prosperem Gaucher?
— Być może; wszak sobie nie przypominam. Tak licznych mam kundmamów, że ich zaledwie połowę znam z nazwiska. Gdzież mieszka ten pan Gaucher?
— Sądziliśmy właśnie że się od pana o tem dowiemy.
— A może panowie wiedzą czem się on zajmuje.
— I tego nie wiemy.
— W takim razie niepojmuję na jakiej zasadzie panowie zgłaszają się do mnie po informację? — z widocznym niedowierzaniem — zapytał pan Richard.
— Z bardzo prostej przyczyny. Potrzebujemy odnaleść pana Gaucher dla powiadomienia go o spadku. Nie wiemy gdzie mieszka, a podobno przed kilkoma dniami pan dostarczyłeś mu pewną ilość drzewa.
— Czy panowie są tego pewni?
— Najzupełniej. Dwudziestego Października wziął od pana sto szczap i pięćdziesiąt wiązek drzewa.
— Zkąd panowie wiedzą tak szczegółowo o zamówieniu pana Gaucher?
— Ze znalezionego kwitu który mu wydano z pańskiego kantoru.
— Z mojego kwitu?
— Tak. Oto jest.
Właściciel składu przypatrywał się bacznie podanemu papierkowi, a po chwili rzekł zwracając się do Moulin’a:
— W rzeczy samej, jest to pokwitowanie mojego kasjera. Zamówienia dokonano podczas mojej nieobecności.