Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/936

Ta strona została przepisana.

— Wyglądał na przemysłowca. Mógł mieć lat około sześćdziesiąt.
— Czy miał z sobą jaką służbę?
— Zdaje się... a przynajmiej tak mówiono. Dwóch ludzi wchodziło tam i wychodziło bezustannie. Mówią że i oni stali się pastwą płomieni.
— Ależ to niemożliwe!
— Dla czego?
— Przyznasz pan że z trzech ludzi zaskoczonych przez ogień, chociażby nawet w czasie snu, jeden z nich przynajmiej mógłby się ratować ucieczką. Jeżeli trudno im było dostać się do drzwi, to oknem ryzykować mogli.
— Nie tak to łatwo jak się wydaje — odrzekł pan Servan. Okna były zaopatrzone żelaznemi kratami. Przed kilkoma laty, napadli mój dom złodzieje i zabrali mi wszystko. Odtąd więc, zabezpieczyłem się.
— A drzwi?
— Miały zarówno kratę zamykaną. Jeżeli więc ci ludzie przebudzili się zbyt późno wśród dymu i płomieni, nie mieli może dość czasu i rozwagi ażeby dobiedz do wyjścia. Zauważ pan proszę że gdyby choć jeden z nich był ocalał, bylibyśmy go już do tej pory widzieli.
— A gdyby tym ludziom zależało na tem właśnie, ażeby ich nie widziano? — zapytał Moulin.
— Cóżby mogli mieć w tem za interes? — odparł pan Servan.
— Gdyby naprzykład podłożyli sami ogień dla ukrycia śladów popełnionej zbrodni...
Właściciel spalonego domu na wzmiankę o popełnionej zbrodni pobladł widocznie.
— Czyliżby to być mogło? — pytał zakłopotany.
— Możebne to panie jak wszystko na świecie — odrzekł Ireneusz. Nie wiadomo panu czy robiono poszukiwania wśród gruzów, oraz czy odnaleziono ślad spalonych ludzi?