Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/938

Ta strona została przepisana.

Nieszczęśliwe dziewczę znalazłszy sposób ucieczki wpadło w rozpudlinę.
— Wskutek tak strasznego upadku; musiała się zabić — zawołał młody doktór. Nie żyje już na pewno!.. moja ukohana Berta!
— Nie przypuszczajmy takiej okropności ozwał się Moulin. Musieli byśmy zwątpić natenczas o sprawiedliwości Bożej. Jak ja tak i pan, drżę na samą myśl czegoś podobnego i dla tego mam jeszcze nadzieję...
Obadwa szli dalej, w milczeniu, drogą błotnistą, z trudnością posuwając się pośród głębokich kałuż, których w tej miejscowości było podostatkiem.
Na tej to drodze, spotkali wóz naładowany gipsowym kamieniem. Zbliżyli się do woźnicy.
— Czy niemógłbyś nam powiedzieć mój przyjacielu, gdzie się znajduje starszy robotnik Simon? — zapytał Moulin.
— W drugim szybie, na prawo... — odrzekł powożący. Widziałem go tam przed chwilą.
Doszli wreszcie do łomów kopalni.
Słyszeli zdała łoskot oskardów, uderzających w kruchą skałę. Ten łoskot wskazywał im drogę, wśród podziemnych korytarzów, łączących się w tysiączne zakręty.
Nareszcie znaleźli się w przestronnym miejscu, gdzie pięciu ludzi pracowało.
Ireneusz powtórzył zapytanie, jakie przed tem zadał woźnicy.
Jeden z robotników zbliżył się ku niemu.
— Tym, o którego panowie pytają, ja jestem — rzekł; czemże mogę służyć?
— Przychodzimy prosić pana, abyś nam powiedział czy znasz robotników, którzy znaleźli tu ciało młodej kobiety, wpadłej w rozpadlinę?
— Tak panie, znam ich — odparł Simon z uśmiechem.
— Pragnęlibyśmy pomówić z niemi.