Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/939

Ta strona została przepisana.

— Przyjdzie to panom z łatwością, zwłaszcza że tutaj, są wszyscy trzej, a mianowicie Grandchamps, Canuche i ja...
— Niewysłowiona obawa ścisnęła serca obu przyjaciół Berty. Mieli nakoniec dowiedzieć się prawdy, lecz jaką ona będzie?
— Czy znaleziona przez was osoba była jeszcze przy życiu, lub martwa?.. zapytał Edmund głosem zaledwie dosłyszanym prawie.
Pomiędzy zapytaniem a odpowiedzią, nie ubiegła nawet sekunda, a mimo to, owa sekunda zdawała się być wiekiem dla obu młodych przyjaciół Berty.
— Żywa — odpowiedział Simon.
Obaj młodzieńcy wydali okrzyk radości.
— Ale bardzo źle wyglądała — dodał robotnik. Za cud prawdziwy uważać, to można — mówił dalej, że się nie zabiła. Gdyby nie krzaki jakie panowie tam widzicie po nad waszemi głowami, stoczyłaby się na sam dół przepaści i o kamienie roztrzaskałaby głowę.
Dreszcz wstrząsnął Edmundem i Ireneuszem.
— Czy znasz pan nazwisko tej nieznajomej? — zapytał Moulin po chwili.
Robotnik przecząco potrząsnął głową.
— Byłą nieprzytomną, wcale mówić niemogła — odrzekł.
— Ale możesz ją nam pan opisać...
— Najchętniej. Była to kobieta dwudziesto lub dwudziesto dwu letnia, blondynka, piękna jak anioł, mimo śmiertelnej bladości i krwi, która pokrywała jej lica.
— Dwudziesto letnia... blondynka... i piękna?.. Jest to więc Berta!.. to ona!..
— Czy nie znaleziono przy niej jakiego listu lub przedmiotu z którego możnaby wznośić o jej osobistości? — zapytał Ireneusz.
— Jedną tylko portmonetkę i klucz.
I W tejże chwili zbliżył się ku mówiącym Grandchamps.