Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/94

Ta strona została przepisana.

— Rób, jak ja robiłem, „bądź cierpliwym“.
Doktór, zarządzający wielkim szpitalem, w twoim wieku?... to kąsek za gruby do przełknięcia, dostałbyś niestrawności mój synu!.. Dozwól upłynąć wodzie, masz przyszłość przed sobą... Otóż ja, tak się zapatruję na całą tę sprawę!
I słusznie! — rzekł Henryk.— Twój stryj ma rację, Edmundzie. Spotkał cię zawód, trzeba mu stawić czoło odważnie, a nie smucić się i trapić bezpotrzebnie.
— Co począć? — odparł młody doktór, gdy mego smutku pokonać nie jestem w stanie...
— Dla czego?
— Ze stanowiskiem jakie otrzymać pragnąłem, łączyło się wiele nader ważnych okoliczności. Moja przyszłość, moje szczęście odeń zależały!
— Tra! ta! ta! powtórzył Loriot; wszystko to niema najmniejszego sensu. Twoja przyszłość jest zapewnioną. Masz liczną kljentelę, jaka wzrastać będzie z dniem każdym. Co zaś do twego szczęścia, bądź filozofem, przyjdzie ono, upewniam, jeżeli nie dziś, to za rok, lub dwa...
— Zresztą, mój stryju... — zaczął Edmund, ta nominacja pozwoliłaby mi odwdzięczyć tobie ofiary, jakie czyniłeś dla mnie od niemowlęctwa. Wydałeś wiele pieniędzy na moje wychowanie...
— Nowe głupstwo!... zawołał dorożkarz, wybuchając śmiechem. — Wszakże to były twoje te pieniądze. Nie tylko że mi nic winien nie jesteś, ale przeciwnie, ja jestem twoim dłużnikiem, bo pielęgnujesz moje katary, reumatyzmy, nie biorąc za to honorarjum.
— Wolałbym, ażebyś stryju porzucił tę ciężką swą pracę, i żył przy mnie spokojnie.
— Hola! chłopcze, hola!... — zawołał Loriot z wzruszeniem. — Porzucić mój bicz i lejce?... ach! o tem nie myśl... nie! nigdy... Dorożkarstwo jest moją rozkoszą... mem życiem! — Dzień w którym zesiądę z mojego dorożkarskiego