Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/941

Ta strona została przepisana.

fortyfikacjach, wsiedli w nią z pośpiechem.
— Do szpitala św: Antoniego! — zawołał Edmund na woźnicę.
— Czy jednak pozwalą nam tam wejść? — zapytał Moulin.
Młody doktór spojrzał na zegarek.
— Nie! — odrzekł; już jest po piątej, a ustawy są ściśle przestrzegane, ale będziemy się mogli dowiedzieć przynajmniej czy jeszczo żyje?
— Jeżeli żyje, w co wierzę niezachwianie — ozwał się Ireneusz, trzeba pomyśleć nam o bezpiecznym dla niej schronieniu. Trzeba ją osłonić przed jej wrogami, którzy zapewne nie wiedzą, że ich ofiara uniknęła strasznej śmierci.
— Bezwątpienia! — zawołał Edmund.
— Co począć więc? — Czy uważasz pan za właściwe pozostawić Bertę jeszcze przez czas jakiś w szpitalu?
— Nie... nie! — Za nic w świecie! — Trzeba ją zabrać natychmiast! — Będę ją sam leczyła. Muszę ją widywać codziennie.
— Pojmuję pański niepokój i chęć doglądanie chorej, ale ostrzegam pana, że tylko nadzwyczajna ostrożność i jak najgłębsza tajemnica ocalić ją mogą przed wrogiem. Sprowadzić to biedne dziewczę do jej mieszkania, byłoby to oddać ją w ręce nieprzyjaciół.
— Wszakże możnaby umieścić ją u mnie?
— Jeden i tenże sam byłby skutek. Tak dobrze w pańskim mieszkaniu, jak przy ulicy Notre-Dame-des-Champs jednakie groziło by jej niebezpieczeństwo. Trzeba ją ukryć w obcem miejscu na czas jakiś. Sekretnie tylko odwiedzać ją będziemy mogli.
— Masz słuszność! — zawołał Edmund. W tej chwili przyszła mi myśl dobra i zdaje mi się, że takie schronienie już wynalazłem.
— Czy za Paryżem?