Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/942

Ta strona została przepisana.

— Nie! — w samem mieście, lecz tak odosobnione jakby się znajdowało wśród pustyni.
— Gdzież więc? jeśli zapytać wolno?
— Jutro panu powiem.
— Dla czego nie dzisiaj?
— Dla tego, że muszę pierwej postarać się o ten kącik. Jak tylko się przekonam, że Berta żyje, pośpieszę w tym interesie do jednego z moich przyjaciół.
— Ostrożnie panie Edmundzie... rzekł upominając Moulin. Nie zwierzaj się pan z tą sprawą nikomu. Nawet w szpitalu nikt wiedzieć niepowinien dokąd przewieziemy pannę Bertę.
— To będzie niemożliwe! — Chcąc ją ztamtąd wydobyć, musimy powiedzieć jej nazwisko i numer zamieszkiwanego przez nią domu, dalej, musimy się sami wylegitymować, na jakiej zasadzie zabrać ją chcemy?
— Jestże to niezbędne?
— Tak zwykle się dzieje. Możnaby w prawdzie posunąć się do kłamstwa, gdyby się jednak o niem przekonano wpadlibyśmy w nielada podejrzenie.
— Pozwól mi pan działać na własną rękę — rzekł Moulin, zdaje mi się że lepiej tę sprawę poprowadzę. Wszak mi pan ufasz... panie Loriot?
— Najzupełniej! — Czyń pan co tylko za stosowne uważasz.
— Dzięki za zaufanie. Pragnę by było jak najlepiej, i sądzę że tak będzie.
Pośród projektów na przyszłość i planów działania, ani się spostrzegli gdy stanęli przed bramą szpitala. Przed chwilą tak spokojni na pozór oba, drżeli obecnie na samą myśl, co zastaną po za temi murami.
Ze ściśniętym sercem przestąpili próg kancelaryi.
— Panie! — rzekł Edmund do siedzącego tam urzędnika, zechciej mnie powiadomić czy kobieta którą tu przywie-