Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/945

Ta strona została przepisana.

— Nikt, dotąd; pytałam się o to.
— To dziwne... niepojęte...
— Zapewne jej rodzina nie wie co się z nią stało? Nic więc. nie będziemy się mogli dowiedzieć, dopóki sama nieprzemówi.
— Tak, trzeba czekać... ale to kwestja czy przemówi kiedy?
Z temi niepocieszającemi wcale wyrazami, odszedł do innych chorych, a siostra miłosierdzia pozostała przy Bercie, wpatrując się w nią pełnym, litości spojrzeniem.
Berta Leroyer jakeśmy, to wyżej powiedzieli, czuła się nieco lepiej, lecz była jeszcze niezdolną powiązać w myśli wszystkich zaszłych wypadków. Przypominała sobie cokolwiek przeszłość, lecz wszystko to jakby za jakąś nieprzebytą mglistą zasłoną.
Wychodząc z koncelarji szpitalnej Moulin pożegnał Edmunda.
— Muszę natychmiat — rzekł, jechać do Belleville za poszukiwaniem Jana Czwartka.
— A ja idę za zdobyciem pałacu, dla mojej ukochanej królewnej — dodał Loriot... Kiedyż się zobaczymy?
— Dziś, wieczorem. Jeżeli mamy jutro przewieść pannę Bertę, musimy się jeszcze dzisiaj naradzić. Dobrze byłoby powiadomić pańskiego stryja o naszym odkryciu i prosić go by nam na jutro zechciał użyczyć swojej dorożki. W każdym razie będzie to bezpieczniej niż posiłkować, się obecnie ludźmi, którzy zdradzić nas mogą. Dziś już nikomu nie wierzę i wszystkiego się obawiam.
— Bardzo słusznie, panie Ireneusz. Należy nam teraz strzedz Berty jak oka w głowie. Wrogowie nasi są potężniejszemi aniżeliśmy sądzili. Miejmy wszelako nadzieję, że połączone nasze usiłowania, ochronią to nieszczęśliwe dziewczę od nowych zamachów. Do wieczora więc — dodał młody doktór ściskając rękę Moulin’a.