Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/948

Ta strona została przepisana.

— To, czego od ciebie żądam, jest łatwą rzeczą. Nieprzyjaciele Berty niewiedzą, że biedne to dziewczę nie zginęło, a tem samem niedomyślają się jej obecności w szpitalu św. Antoniego.
— W szpitalu? — wyszepnął Henryk z osłupieniem.
— Tam znaleźliśmy ją po długim poszukiwaniu, tracąc i odzyskując naprzemian nadzieję. Szpital jest miejscem publicznem i jej wrogowie mogą ją tam znaleść, podobnie jakeśmy ją tam znaleźli. Trzeba więc koniecznie ażeby była przez jakiś czas niewidzialną dla ludzkich oczów, mając to na względzie, liczyłem na ciebie.
— I miałeś słuszność. Cóż więc mam robić?
— Jutro — rzekł Edmund jedziemy oba z Ireneuszem zabrać Bertę ze spitala.
— Czy zdołacie tego dokonać?
— Jej rodzino tylko mogłaby oprzeć się temu, a biedne to dziewczę niema rodziny.
— Przypuśćmy więc, że Berta znajduje się już po za szpitalem, cóż dalej poczniecie?
— Schronimy ją w jakie bezpieczne ustronie.
— Czyż macie takie ustronie?
— Tego przychodzę właśnie żądać od ciebie.
— Odemnie? — zawołał Henryk.
— Tak. Jak widzę, że nierozumiesz mnie wcale.
— Zgadzam się na to; — lubo wydaje mi się nieprawdopodobnem, ażebyś chciał umieścić swoją ukochaną w pałacu de la Tour-Vandieu. Więc we dwa dni wiedziała by o tem cała dzielnica miasta, dzięki gadatliwości służących którym przecież niemożna nakazać milczenia.
— Nie miałem wcale na myśli pałacu de la Tour-Vandieu, ale twój, ojciec posiada na Uniwersyteckiej ulicy swój własny pawillon położony w głębi pięknego ogrodu.
— Tak; w rzeczy samej — odrzekł Henryk. Zupełnie o tem zapomniałem. Pawillon jest umeblowanym i zdatnym