Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/96

Ta strona została przepisana.

żył i mieszkał wraz ze mną, pomimo jego namiętnego upodobania do lejc i bicza.
— Młody adwokat potrząsnął głową.
— Wątpię ażebyś zdołał tego dokonać. Wszakże twój stryj powiedział: „że jego obecne zajęcie, to jego życie“. Lecz wyznaj z ręką na sercu, czy z tej jedynie przyczyny, tak głęboko odczułeś zawód w nieotrzymaniu posady? Według ostatnich słów twego stryja zdaje mi się, że tu chodzi o jakieś projektowane małżeństwo?
— Projektowane?... wyszepnął smutno Edmund, „prześnione“ mów raczej.
— Chodzi więc o jakiś bogaty związek, który twoja nominacja na tę sprawę ułatwić by mogła?
— Nie. Związek którego pragnę, nie przyniósł by mi ani szeląga.
— Jesteś więc zakochany?
— Tak, Henryku!
— Zakochany na serjo?
— Niepojmuję prawdziwej miłości jak tylko na serjo, inaczej nie jest ona miłością, ale fantazją, kaprysem.
— A ta którą kochasz?
— Jest to skromne! urocze dziewczę bez majątku.
— Jak dawno ją poznałeś?
— Posłuchaj... Jest to historja krótka i nader zwyczajna. Wezwany przed miesiącem do chorego jej brata młodzieńca w moim wieku, którego cierpienie piersiowe wiedzie szybko do grobu, olśniony zostałem niezwykłą pięknością Berty i pieczołowitą jej gorliwością jaką otacza umierającego. Matka zarówno cierpiąca, nie jest w stanie pomagać córce, której podziwiam odwagę i poświęcenie, a która upadła by przy spełnianiu tych obowiązków, gdyby nie jakaś nadprzyrodzona w niej energja. Serce i wola podtrzymują słabnące siły dziewczęcia. Łamie się, upada, a jednak nie czuje swego znużenia.