Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/968

Ta strona została przepisana.
XXIX.

— Przydały się panu moje objaśnienia? — zapytał właściciel.
— Tak i nie. Będzie to zależało od okoliczności, ale pewiedz mi pan coś jeszcze o tej kobiecie którą znaleziono w kopalni. Czy przypuszczają, że uciekła z palącego się domu?
— Nie panie.
— Cóż jednak mówią o niej?
— Że wskutek wrodzonej kobietom ciekawości pobjegła do pożaru, a zeszedłszy po ciemku z gościńca, wpadła w rozpadlinę.
— Czy ona mieszkała w tej okolicy?
— Nie panie. Jest tu nieznaną.
— W takim razie przypuszczenia tych ludzi nie mają podstawy. Obcą kobietę nie interesowałby pożar w pańskim domu. Niemógłbyś mnie pan objaśnić do jakiego ją odwieno szpitala?
— Niewiem tego, ale o tem z łatwością pan się dowie.
— Dziękuje za pańską pomoc ale tu jeszcze nie koniec pańskiej uprzejmości. Pragnąłbym zwiedzieć miejsce pożaru.
— Nic łatwiejszego. Furtka w ogrodzie otwarta nie znaleziono klucza do tej pory.
— A czy była również otwartą w chwili katastrofy?
— Tak panie.
— To jasno dowodzi że nie wszyscy mieszkańcy zginęli w płomieniach. Musieli uciec ale ich dotąd nie wykryto.