Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/971

Ta strona została przepisana.

Przeczekawszy aż się oddalił nieco Plantade, Théfer wyszedł ze swego ukrycia i tą samą krętą ścieżynką wrócił do Bagnolet, wyprzedziwszy znowu Plantada.
W kwandras po nim, zjawił się nowy inspektor, w myślach pogrążony. Nie zwracając uwagi na nieznajomego, przeszedł tuż obok Théfera niespojrzawszy nań wcale. Pilno mu było zobaczyć się z komisarzem policyi.
Théfer, spojrzał na zegarek.
— Piąta! — rzekł do siebie. — W tej porze roku dnie są bardzo krótkie. Gdyby mu tak wypadło wracać wieczorem do Paryża... Droga jest prawie pusta... Możeby się nadarzyła sposobność?.. Ha! zobaczymy...
Czekając na urzeczywistnienie swych planów, usiadł na kamiennej ławce w pobliżn domu do którego wszedł Plantade i zapalił cygaro.
Wejdźmy tymczasem z nowym inspektorem do sali cyrkułowej.
— Czy zastałem pana komisarza? — zapytał Plantade pisarza siedzącego za stołem.
— Niema go... wyszedł — odparł tenże opryskliwie.
— Pan jesteś jego sekretarzem?
— Nie! sekretarz wyszedł z nim razem.
— Jak prędko powrócą?
— Niewiem tego.
— Zaczekam więc.
— Byle nie tutaj. Przepisy na to nie pozwalają.
— Dla mnie przepisy nie istnieją.
— Dla pana sądzę są obowiązujące tak jak dla wszystkich innych.
— Mylisz się pan. Nie jestem obowiązany stosować się do pańskich przepisów.
To mówiąc położył przed oczyma zdumionego tą śmiałością urzędnika swą kartę inspektorską.