— Mylisz się stryju. Pawilon ten od dawna niema żadnego lokatora, i jest własnością niego najlepszego przyjaciela.
— Być może... — odparł Piotr, — ale to jeszcze nie dowodzi, ażeby tego ustronia nieodwiedzał ktoś w nocy.
Edmund spojrzał na Piotra Loriot z niewysłowionym zdumieniem.
— Cóż za bajki opowiadasz mój stryju? — odparł po chwili.
— Nie bajki, ale istotną prawdę. To o czem mówię, widziałem własnemi oczyma. Dwa razy przywoziłem tu w nocy jakiegoś pana, który tę furtę otwierał swym kluczem i po całogodzinnej w tym domu bytności, powracał znów ze mną. Pojmujesz mój chłopcze, że wzbudziło to moją ciekawość.
Edmund wierzył słowom swojego stryja, lecz przypomniawszy sobie niesłuszne przezeń posądzenie Berty i ztąd wynikło nieporozumienie, niewielką wagę przywiązywał do tego opowiadania.
— Musiałeś się pomylić mój stryju; rzekł uspokojony. Tuż obok jest drugi taki mur i ogród... Może to tam zawiozłeś swego pasażera?
— Niemógłbym na to przysiądz; odparł Piotr zbity z tropu zupełnie. W nocy mogłem się łatwo pomylić. Z resztą, ty musisz znać tę miejscowość lepiej odemnie.
— Znam ją bardzo dóbrze i wiem że od niepamiętnych czasów noga tu ludzka niepostała.
Podczas tej rozmowy, Ireneusz otworzył bramę wja-