Plantade ujął notatnik i przy numerze 5-ym dopisał: Dziewczynę znalezioną w kopalni odwieziono do szpitala św. Antoniego.
— A teraz powiedz mi pan jeszcze, zagadnął komisarza, czy przy tej kobiecie nie znaleziono żadnych papierów które by mogły nas na ślad naprowadzić?
— Nie panie. Miała przy sobie tylko portmonetkę z trochą pieniędzy, klucz od mieszkania i numer dorożki. Portmonetkę i klucz kazałem złożyć w szpitalnej kancelarji.
— A jaki był numer dorożki? — zapytał z pośpiechem Plantade.
— Zdaje mi się że 13-ty. Nie przywiązując wartości do tego świstka, rzuciłem go na ziemię.
— To wielka szkoda! — zawołał Plantade. — Ten właśnie numer byłby zbawiennym pomykiem słońca do śledztwa jakie prowadzę. Objaśnienia pańskie wystarczają mi jak na teraz i mocno za nie dziękuję.
Podczas tej rozmowy, zupełnie się już ściemniło i gęsty deszcz padać zaczął. Wicher jesienny dął z niezwykłą gwałtownością, a przejmujące zimno ścinało krew w żyłach.
Plantade wyszedłszy na ulicę stanął rozmyślając jak sobie radzić.
Było trzy kwadranse na ósmą.
— Źle się wybrałem! — wyszepnął z zakłopotaniem; — jest już dość późno. Omnibusy zapewne już nie kursują, o tej porze z Bagnolet do Paryża. Iść zaś piechotą podczas takiej niepogody, wyznam nie byłoby bardzo przyjemnie.
Wstąpił do składu win znajdującego się w pobliżu.