Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/988

Ta strona została przepisana.

— Zwiedziłem wszystkie kryjówki i nic odnaleść niemogę.
— Rozpocznij wędrówkę na nowo. Musisz koniecznie wykryć tego człowieka. Ta niespokojność mnie zabija. Zdaje mi się chwilami że oszaleję!.. Jan-Czwartek może mnie zgubić papierami jakie posiada. Ta myśl nie daje mi zasnąć spokojnie!
— Czegóż się tak książę obawia?
— Wszystko! Pomyśl jaki by to straszny wynikł dla mnie skandal gdyby się dowiedziano, że mój wyjazd był tylko udanym!...
— Jak dawno książę byłeś w swoim pałacu?
— Onegdajszej nocy.
— Czy było ważnego co w listach?
— Nie; coraz rzadziej przychodzą. Wszyscy mnie mają, że jestem za granicę.
— Trzeba więc zachować jak dotąd wszelkie ostrożności, ale nie zaniedbywać nocnych wycieczek. Można bywać rzadziej, ale bywać ciągle.
— Masz słuszność. Zastosuję się do twej rady.
— Jak dawno widział się książę z panią Dick-Thorn?
— Niewidziałem jej od dni kilku. Nie daje znaku życia.
— Co dowodzi, że śpi spokojnie, co poważam się zalecić i waszej książęcej mości. Ze wszystkich cierpień nujdokuczliwsza jest obawa. Bądź książę jak ona cierpliwym i spokojnym.
— Łatwo to powiedzieć! — odparł Jerzy.
— I łałtwo zrobić, — dodał Théfer. Niebezpieczeństwo ustało z chwilą śmierci Plantada. Znam ja zdolność naszych agentów i jestem pewien że nic nie wykryją.
— A Plantade?
— Plantade był wyjątkiem. Będą go żałować ale zastąpią innym.