Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/99

Ta strona została przepisana.

— Ach! — wołał, — jesteś prawdziwym moim przyjacielem!
— Wątpiłżebyś o tem?
— Nie; nigdy! Ale dowiodłeś mi tego obecnie, więcej niż kiedy. Twe słowa zbudziły we mnie odwagę... Traciłem wiarę już w siebie!... Masz słuszność!... przyszłość przedemną jasna, uśmiechnięta! Precz ze słabością i zwątpieniem! Czuje jak gdybym się odrodził, a tobie tylko, twojej przyjaźni, wszystko to winienem!
— Będziesz szczęśliwym!... powtórzył Henryk odpowiadując serdecznym uściśnieniem ręki na uścisk przyjaciela. Odnajduję w tobie mego dzielnego towarzysza, kolegę i jestem pewien, że odtąd zachowasz wiarę na przyszłość, jakiej braknąć niepowinno mężczyźnie z energją, inteligencją i honorem.
Panna Berta, — zagadnął po chwili, zmieniając tok rozmowy, — czy ma innych krewnych prócz matki i brata?
— Nie, niema. Pani Monestier jest wdową od lat dwudziestu, nie zdejmuje żałoby od śmierci męża, którego ubóstwiała.
— Syn jej więc jest bez nadziei chorym?
— Czyniłem wszystko aby go ocalić... wszystko co było można, a to nadaremnie! — Gdy mnie wezwano do niego, suchoty płucne dochodziły ostatniego stopnia!... Jest to choroba jaka nieprzebacza nigdy! Przy najwyższych z mej strony staraniach, zaledwie zdołałem uspokoić nieco cierpienia tego nieszczęśliwego młodzieńca.
— Mówiłeś mi, że on był jedyną podporą swej matki i siostry?...
— Tak. Wychowaniec szkoły sztuk i rzemiosł, jaką ukończył z odznaczeniem, wykwalifikowany mechanik, zarządzający pierwszorzędnemi warsztatami w Paryżu, mógłby był zająć kiedyś miejsce między uczonemi naszemi przemy-