się przedewszystkiem w oglądaniu odwrotnej strony dyplomatycznego medalu...
— Hola! — krzyknęła Blanka — ależ to pan mówisz mi po prostu o sprawozdaniach policyjnych! Proponujesz mi ni mniej ni więcej, jak szpiegoskie rzemiosło!
Baron de Hertzog uśmiechnął się przychylnie kurcząc ramiona, jak to było jego zwyczajem.
— Ah! pani hrabino — odrzekł najsłodszym głosem kładąc rękę na sercu. — Jakichże szkaradnych, jakich okropnych używasz pani wyrazów, dziwię się, że one z ust tak pięknych wychodzą! W czemże korespondencya o której mowa, świetna, rozumna, prowadzona najpiękniejszą w świecie ręką, na wonnym i herbowanym papierze, moży być podobną do ohydnej rzeczy, jaką zwią sprawozdaniem policyjnem? Słuchasz pani co mówią w twoim salonie głośno, bez tajemnicy i powtarzasz to. Gdzież tu jest szpiegostwo? Kto żąda od pani sekretu? Nikt. Dlaczegóż więc zachowywać go? Dzienniki posiadają swoich reporterów, którzy uwiadamiają ich o wszystkiem co się dzieje w świecie; powtarzają to publiczności, a najlepiej poinformowane, najwięcej mają wziętości. Czy widzi pani w tem najmniejszy ślad szpiegowstwa? To czego żądają od pani, mogłoby się nazywać reporteryą publiczną... reporteryą przynoszącą jej pięćdziesiąt tysięcy talarów rocznie! Pozycya nie do odrzucenia!
Pani de Nancey, jeżeli nie zupełnie przekonana, to zachwiana przynajmniej w zasadach argumentacyą barona, nie buntowała się już, ale zdawała się namyślać.
Pan de Hertzog, rzekł znowu:
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/132
Ta strona została skorygowana.