Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

Pewnego pięknego dnia, szczęście odwróciło się doń plecami. Fałszywy Gregory stracił wszystko co wygrał, nie mogąc zaś wyrzec się odtąd zbytkownego życia do jakiego przywykł, postanowił nieprzebierać w środkach i prowadzić go nadal jakim bądź kosztem. Wtedy to stał się uwodzącym i niebezpiecznym awanturnikiem jakiegośmy czytelnikom naszym przedstawili, a jakiego odnajdujemy w randze pułkownika Komuny paryzkiej.


XXII.
Ulica Lille.

Było to w miesiącu maju. Bogate słońce zasłaniało na wsiach zasłanych kwieciem to wielkie przebudzenie natury, które zowią wiosną.
Wesołe jego promienie rozsiewały złote strzałki po zakurzonym asfalcie i liściach pól elizejskich i zdawały się nadawać smutniejszy pozór nieszczęśliwemu miastu dławionemu żelaznym pręgierzem, którego szruby: Komuna i Komitet Centralny ścieśniały coraz bardziej z dniem każdym.
Tak samo jak w czasie oblężenia przez Prusaków, słychać było nieustanny huk armat na około Paryża. Co moment strzelnice w murach Mont-Valerien wieńczyły się białawym dymem.