kie papiery potrzebne do udowodnienia swojej tożsamości, odjechał do Niemiec.
Udawał on się do Kolonii po akt zejścia Blanki Lizely swojej żony.
Paweł jakeśmy powiedzieli udawał się do Kolonii po akt zejścia hrabiny de Nancey, a podczas gdy para unosiła go szybko w stronę granicy, wspomnienia przeszłości całą massą cisnęły mu się do głowy.
Przed dwoma przeszło laty, wyjeżdżał o tej samej godzinie i z tego samego dworca, słowem odbywał tę samą podróż.
Widział się jeszcze szalonym z wściekłości i rozpaczy, rzucającym pudełko z pistoletami i dwie szpady w skórzanej pochwie w kąt wagonu, w którym nocne godziny wydawały mu się bez końca.
Wtedy ściskał Blankę Lizely, swoją żonę, jasnowłosą syrenę, którą ubóstwiał do zapamiętałości, a która uciekała z Gregorym!
Cóż tu zmian od owego czasu!...
On sam, czy był tym samym człowiekiem? Cóż się stało z miłością, która według jego mniemania miała się nie skończyć nigdy, a którą pogarda i wiarołomstwa Blanki podsycały tylko?