Nieczuliśmy pogardy dla Blanki Lizely wówczas, gdy uwierzywszy w prawość charakteru człowieka, którego sobie upodobała, stała się kochanką Pawła.
Zrozumieliśmy, a przynajmniej powinniśmy byli zrozumieć nienawiść, która zajęła miejsce przywiązania w zranionem jej sercu, a w której ścigała bez litości i wypoczynku hrabiego, swego męża.
Jakkolwiek winną wydała nam się później cudzołożna kobieta, nieuważaliśmy jej jeszcze za straconą, bo pragnienie zemsty, a złudzenie nowej miłości popchnęło ją w objęcia Gregorego.
Lecz w dniu w którym nakłaniając ucho do podszeptów pychy, ustępując podnietom dumy, zgodziła się bez obrzydzenia zostać faworytą ukoronowanego starca, wtedy upadła... upadła zupełnie i przestajemy stawać w jej obronie.
Każdy upadek da się jeszcze wytłomaczyć, gdy w nim nie ma niecnych pobudek; lecz skoro tylko kieruje nim wyrachowanie, czy to dla pieniędzy, czy dla tytułów i honorów, skoro kobieta zamiast oddawać, sprzedaje się, przekracza ona już przepaść dzielącą ją od nierządnic, wtedy nie warto już z nią się rachować...
Czytelnicy nasi przypominają sobie baronika pruskiego, wprowadzającego dostojnego gościa na filiżankę herbaty do hrabiny de Nancey w Baden.
Nie zapomnieli też zapewne owacyi, jaką wyprawiła pod oknami hotelu pułkowa muzyka na rozkaz jego ekscelencyi.
Owacya ta wywróciła z kretesem piękne plany pana
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/222
Ta strona została skorygowana.