de Hertzog i podcięła w samym zarodku dumne nadzieje pani de Nancey.
Dostojny gość, zadziwiony zrazu, wpadł następnie w wściekłość, odepchnął filiżankę herbaty ofiarowaną mu pięknemi rączkami, na których miał złożyć pocałunek, wyszedł szybko z hotelu tylnemi drzwiami, podczas gdy miedziane instrumenta z podwojoną energją rozpoczynały drugą zwrotkę hymnu narodowego, a nie śmiąć czynić wymówek jego ekscelencyi, bez której nie mógł się obejść, wypędził nieszczęśliwego barona najniewinniej w świecie. O hrabinie zaś nie chciał już słyszeć, ani jako o faworycie, ani jako utrzymującej salon polityczny w Paryżu na pruskim koszcie. Zabronił surowo, aby nazwisko jej wymawiano w jego obecności.
Pani de Nancey znalazła się tedy, po tak strasznym zawodzie, w takiem samem położeniu, z jakiego wyrwarł ją pan de Hertzog owego wieczoru, gdy ostatnią sztuką złota płaciła w aptece truciznę...
Z tą atoli różnicą, że dziś umierać nie chciała, a nie posiadając nic zgoła, jak tu żyć?
Użyjemy tu frazesu z artykułu „Gazety Kotońskiej“ który w przekładzie czytaliśmy w Kronice sądowej „Figara“ i powiemy, że pani de Nancey aż do chwili spotkania barona L... ściągała powszechną uwagę długą serją awantur, na które lepiej jest rzucić zasłonę.
Nie podobna nam opowiedzieć w sposób szybszy i dokładniejszy, a przyzwoity zarazem, życia jej kompletnie rozwięzłego, w którem epizodyczne role odgrywali kolejno bohaterowie rojący się z tamtej strony Renu,
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/223
Ta strona została skorygowana.