cami życia paryzkiego, jak z brukiem Paryża, nachylił się w chwili gdy ta upokorzona i zawstydzona wsiadała na powrót do powozu i rzekł jej z djogenesowskim uśmiechem:
— Paniulku, to nic, ja panią zawiozę w takie miejsce gdzie się to niepowtórzy... Bywa lepiej to prawda... ale też bywa i gorzej... A zresztą co robić? trzeba brać co się trafi... Zawsze będzie pani miała czas obejrzeć się... No dobrze?
Blanka dała znak potakujący.
Woźnica zaciął konia i nie zatrzymał się aż na ulicy Rochechouart, blizko bulwaru zewnętrznego.
Fjakr stanął na przeciwko hotelu, a raczej domu umeblowanego dwudziestej klasy. Wszystkie prawie jego pokoje zamieszkane były przez młode osoby podejrzanej cnoty.
Właścicielka umeblowanego domu, typ w rodzaju pani Nourisson tak znakomicie odmalowanej przez Balzaka, prowadziła prócz tego na parterze profesyę modniarki.
Widząc zatrzymujący się powóz, opuściła wytłuszczony swój fotel, który zajmowała zwykle z ogromnym kotem na kolanach i zbliżyła się do drzwi.
— Pani Chaudet — zawołał woźnica — przywiozłem pani gościa... ta paniulka przybyła w tej chwili do Paryża północną koleją, bez pakunków i bez papierów...
Pani Chaudet przestąpiwszy chodnik, zbliżyła się do drzwiczek powozu.
— Bez pakunków i bez papierów — powtórzyła. — Da djabła!... Czy pani ma przynajmniej pieniądze?
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/239
Ta strona została skorygowana.