Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/242

Ta strona została skorygowana.

— Za pięć minut będzie...
Hrabina z obrzydzenieniem przystąpiła do tego skromnego posiłku pochodzącego z mleczarni, tak zachwalonej przez panią Chaudet. Poprawiła cokolwiek nieład w swem ubraniu, które noc spędzona w polu pod Kolonją i podróż koleją żelazną, sfatygowały haniebnie, poczem wyszła, wsiadła do pierwszego lepszego fiakra i kazała zawieść się na ulicę Bulońską.
Serce zabiło jej cokolwiek, gdy powóz stanął przed bramą pałacu, w którym kiedyś panowała. Czego też dowie się tam? Czy hrabia żyje, czy umarł i czy tym sposobem jako prawa małżonka, będzie mogła dopominać się o jakąś cząstkę spadku po mężu?
Blanka wysiadła, zadzwoniła, weszła w podwórze i skierowała się ku loży odźwiernego.
Tam znalazła obce sobie zupełnie figury. Mały powozik w ładnego konia zaprzężony stał przed werendą. Woźnica nie miał na sobie liberyi Pawła.
— Czego pani sobie życzy? — zapytał odźwierny wychodząc na próg swego mieszkania, odznaczający się wspaniałością innego rodzaju, niż szykowny — pokój mamy Chaudet.
— Chciałabym wiedzieć, do kogo należy obecnie ten pałac — odrzekła Blanka.
— Do bogatego Anglika, szanownego sir Edwarda Cleveland...
Blanka zadrżała usłyszawszy to nazwisko. Byłżeż to ten sam młody Cleveland, przyjaciel Gregorego, którego przyjmowała w swoim domu, któremu przypięła kwia-