Spuściła lepiej woalkę i spojrzała w stronę werendy. Nowym właścicielem pałacu, był istotnie dobrze jej znany Cleveland. Towarzyszył on młodej osobie wysokiego wzrostu, o złotawych włosach, ubranej z najwyższą elegancyą, która wsiadła obok niego po prawej stronie w powozie.
— Ta dama... — szepnęła Blanka zdziwiona.
— Pani ją poznaje — rzekł odźwierny przymrużając złośliwie oczyma, skoro powóz wytoczył się z podwórza. — Nic dziwnego, przed zaślubieniem mego pana, była ona artystką i to głośną.
— Przed zaślubieniem? — powtórzyła hrabina w najwyższem zdumieniu. — Więc ta osoba jest dzisiaj panią Cleveland?
— Najprawdziwszą w świecie... tak, pani.
Odźwierny mówił prawdę. Młody Anglik, stawszy się bajecznie bogatym po śmierci jakiegoś krewnego, złożył imię i majątek u stóp ubóstwianej Kloryndy, „byłej królowej Corrikodêty,“ z teatru „Caprices-Parisiens.“
Klorynda rozumie się, przyjęła jedno i drugie, użytkując obojga w sposób najweselszy.
Pani de Nancey opuściła pałac przy ulicy Bulońskiej, nie dowiedziawszy się nic więcej nad to.
— Żyje! — rzekła do siebie wsiadając do fiakra. — Teraz chodzi tylko o to, by go wyszukać!... a ja go znajdę!...
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/244
Ta strona została skorygowana.