Trzeba go wyszukać, a ja go wyszukam! — mówiła do siebie Blanka, wyjeżdżając z ulicy Bulońskiej.
Po chwili jednak namysłu przekonała się, że było to zadanie dosyć skomplikowane.
Paryż jest wielki. Chcąc orjentować się w nim dobrze, potrzeba dobrych wskazówek, a skromne jej środki mogły łatwo wyczerpać się jeszcze przed osiągnięciem rezultatu.
Wreszcie, przed rozpoczęciem kampanii wypadało zastanowić się nad tem, czy istotnie miała prawo poszukiwać męża.
Człowiek zdradzony i opuszczony przez nią, mąż którego wskazywała kochankowi, wymawiając owe potworne wyrazy:
— „Ciebie kocham, a jego nienawidzę!... zabij go!.. “ Otóż czy ten człowiek, ten mąż, (jeżeli rozumie się nie był do tyla słabym, aby kobietę taką kochać i pożądać), nie zechce zamknąć drzwi przed nią, lub gdyby gwałtem weszła, kazać wyrzucić ją za drzwi?
To wiedzieć potrzebowała.
Z drugiej strony, nie posiadała nic, a pan de Nancey bezwątpienia był zawsze bogaty...
Jakby tu skorzystać z takiego położenia?
Czy prawo przyzna jej słuszność w poszukiwaniu