cie oprawnemi. Pióro hebanowe zarzucone papierami w malowniczym nieładzie.
Obrazów tam nie było, kilka tylko marmurów i bronzów.
Tuż obok bióra, o trzy kroki od poważnego krzesła na którem tronował eks-adwokat, stał fotel dla interesantów.
W bogatym owym gabinecie, pan Roch sprawował swój urząd cudownie.
Nie można sobie było wyobrazić nic bardziej poprawnego, jak znaczna ta osobistość, powiemy nawet, bardziej kokieteryjnego, jeżeli wyraz ten da się zastosować do surowej jego elegancyi.
Pan Roch miał lat pięćdziesiąt lecz wyglądał na czterdzieści dziewięć. Nie można było go nazwać łysym, oh! nie... Tylko rozdział był cokolwiek za szeroki, przez co odsłoniętą była czaszka, zacząwszy od czoła, aż do karku, a wydeptana ta ścieżka, zapewne skutkiem pracy uwydatniała się tem więcej, że po obu stronach puszyła się gęsto dobrze zakonserwowana i nie siwiejąca czupryna.
Długie faworyty okalały okrągłą twarz jego bladawą, starannie wygoloną. Nos prosty i szczęśliwie zakończony usta zmysłowe, oczy bardzo żywe i sprytne, spoglądały z pod złotych okularów.
Wywinięty kołnierz od koszuli odsłaniał szyję prałata.
Czarny surdut, biała kamizelka i śnieżnej białości gors u koszuli bez najmniejszego zapięcia.
Rękę miał białą, lecz bardzo tłustą, zdawała się to
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/253
Ta strona została skorygowana.