być jego słaba strona, bo nieustannie trzymał ją na wierzchu.
Dolne ubranie czarne bardzo obcisłe i elegancki bucik, dopełniały starannej tualety eks-adwokata.
Pan Roch ukłonił się lekko wchodzącej Blance, i wskazał jej próżny fotel obok bióra.
— Przedewszystkiem racz pani powiedzieć mi, z czyjego polecenia przychodzisz do mnie?
— Przysyła mnie jedna z pańskich klijentek... — odpowiedziała hrabina — pani Chaudot.
Rodzaj grymasu, powściągnionego żywo, skórczył poprawne rysy twarzy prawnika.
— Pani zna panią Chaudet? — zapytał tonem prawie oschłym.
— Mieszkam w jej domu.
— Ah! ah!... w jej domu?... Tak... bardzo dobrze... Zajmiemy się zaraz sprawą pani. Poprzednio jednak muszę powiedzieć jej, jaki zwyczaj panuje w mym gabinecie... Czas mój jest drogi, cenię go na wagę złota! Próżne wyrazy to moja ruina, otóż aby tego uniknąć, każde dziesięć minut rozmowy, utaksowałem na dwadzieścia franków... płatnych z góry...
— Dwadzieścia franków, dobrze panie — rzekła Blanka — natychmiast dam je panu.
To mówiąc podniosła woal.
Eks-adwokat został olśniony, a szare jego źrenice zabłysły żywiej pod złotemi okularami.
— Dla pani jednak — przyspieszył z dodaniem — mogę uczynić wyjątek, jeżeli zechcesz i udzielę rady darmo...
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/254
Ta strona została skorygowana.