— Zgoda, ale tak nazywają towarzyszkę pana hrabiego... śliczną kobietę...
— To jego kochanka!...
— Nikt w to nie wierzy. Nie podobna jest widocznie być uczciwszą i przyzwoiciej wyglądać.
— Twarze są zwodnicze!
— Ah! pani mnie to mówi! Jeden z moich ludzi, znający swoje rzemiosło, zaprzyjaźnił się w ciągu godziny z kamerdynerem pana hrabiego. Służący ten, (rzecz niesłychana) zamiast źle mówić o swych chlebodawcach, nie ma dość wyrazów na pochwały dla pana i pani hrabiny! Powiada, że to małżeństwo, jakich nie było i nie będzie! gniazdko synogarliczek! para gołąbków! Służba rozczula się nad niemi! Hrabia ubóstwia młodą kobietę, która oddaje mu to z procentem...
— Ah! — szepnęła Blanka przez zaciśnięte zęby — ubóstwia ją!
— Najniezawodniej.
Pani de Nancey bardzo blada, zwróciła się do eks-adwokata.
— Ah! ubóstwia ją! — powtórzyła. — Pan jako prawnik, odpowiedz mi!... Czy ma do tego prawo?
— Prawo ubóstwiania swej żony? — zapytał pan Roch, ździwiony podobnem pytaniem — zapewne pani.
— Ależ to nie żona! — krzyknęła pani de Nancey gwałtownie. — Zrozumiejże pan, że to nie jego żona!
— Przypuśćmy, że kochanka.
— To co?
— To nie narusza praw serca.
— Ja mówię do pana o prawie, a pan mi prawisz
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/266
Ta strona została skorygowana.