Ksiądz posłał po zakonnice dla złożenia ciała w trumnę i po służbę pogrzebową.
Sądząc przeto, że przybywają ci na których czekał, wyszedł na ich spotkanie.
Na schodach jednak ku wielkiemu zdziwieniu, ujrzał komisarza policyi przepasanego swą szarfą, w towarzystwie kobiety ubranej czarno, jakiegoś pana wyglądającego na notaryusza i kilku agentów.
Komisarz policyi zdziwiony również podobnem spotkaniem, zatrzymał się i oddał ukłon księdzu, którego znał oddawna.
— Cóż to pana sprowadza? jeżeli wolno zapytać — rzekł sługa boży.
— Przychodzę — odpowiedział urzędnik — na rozkaz pani, która jest hrabiną de Nancey, spisać protokuł przeciw hrabiemu de Nancey za wiarołomstwo i cudzołóztwo pod małżeńskim dachem.
Kapłan zrobił poruszenie w celu zatrzymania komisarza, który chciał iść dalej.
— Ah! — rzekł — wstrzymaj się pan!
— Dlaczego?
— Czyn, który pan idziesz sprawdzić, występek czy zbrodnia nie istnieje więcej...
— Zobaczymy... — zawołała Blanka wyniośle.
— Pani — odparł ksiądz zastawiając jej drogę — ręka najwyższego dotknęła już tych, których miałaś zamiar ukarać... Znajdziesz tam pani już tylko warjata, plączącego przy trupie...
— W takim razie — mruknął komisarz — nie mamy tam już co robić... Idźmy do domu.
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/308
Ta strona została skorygowana.