miała zdaje się rodzinę... Byłabym panu mocno obowiązaną, gdybyś zechciał uwiadomić ją o tem co zaszło. Nie wypada abym ja się tem zajmowała. Oto adres.
Ksiądz skinął głową na znak potwierdzenia i on to istotnie zawiadomił smutnych staruszków zakopanych w głębi Niemiec, że droga ich Alicya żyć przestała.
Blanka powróciła do salonu, w którym czekał na nią eks-adwokat.
— Pani hrabina — rzekł nareszcie — zechce przyjąć moje najszczersze powinszowania!... Oto pozycya zmieniła się całkowicie, bo nagłe pomięszanie zmysłów pana hrabiego uprościło rzeczy w sposób, jakiegośmy się nigdy nie spodziewali...
— Istotnie — odpowiedziała Blanka — przypadek dopomógł mi znacznie...
— Cóż zamyśla teraz uczynić pani hrabina?
— Zamieszkać ten dom i żyć w nim podług swego stanowiska. Dochody hrabiego jak sądzę są do mego rozporządzenia?
— Bez wątpienia, kiedy niebyło prawnej pomiędzy państwem separacyi...
— A kapitał?
— Ha! kapitał, to co innego. Kapitał musi pozostać nienaruszonym, chyba że pan hrabia przekaże go pani testamentem. W przeciwnym razie przejdzie on po śmierci pana hrabiego w ręce właściwych spadkobierców.
— Mąż mój nie ma ani blizkiej, ani dalekiej familii.
— Naturalnym wtedy spadkobiercą, jest w każdym razie państwo. Testament jest koniecznym.
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/311
Ta strona została skorygowana.