doktora Hèlouin, kładł pióro w rękę hrabiego i poprowadził ją po papierze.
Paweł podpisywał machinalnie, że zaś nikt nie miał interesu zaprzeczać wartości podpisu, wszystko szło jak po maśle.
Prócz tego, co miesiąc eks-adwokat, który stał się powiernikiem i faktorem hrabiny, wręczał z niesłychaną punktualnością dyrektorowi domu zdrowia należytość za utrzymanie Pawła, pobierając z tego ma się rozumieć małą tantjemę.
Pewnego dnia za powrotem z Chatou, pan Roch kazał oznajmić się pani hrabinie de Nancey.
Musiał nie mieć zwyczajnej swej fizyonomii, bo Blanka ujrzawszy go, rzekła żywo:
— Powracasz pan ztamtąd?
— Tak, pani hrabino.
— Czy jest co nowego?
Wspólnik Fumela skinął patakująco.
— Źle czy dobrze? — zapytała Blanka.
— To zależy...
— Od czego?
— Od tego, jaki obrót wezmą rzeczy.
— Wytłomacz się pan!... Umieram z niecierpliwości.
— Doktór Hèlouin, gdyby mnie był dzisiaj nie widział, (rzecz całkiem nieprawdopobna, bo gdy idzie o zapłatę w terminie, jestem uosobieniem akuratności), miał zamiar pisać do pani hrabiny...
— W interesie mego męża?
— Widocznie! Nie wiem, czy pani hrabinie wiado-
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/318
Ta strona została skorygowana.