nię ogólną spadkobierczynią wszystkich dóbr moich ruchomych i nieruchomych, które posiadać będę w chwili zejścia ze świata?
— I to wszystko? — szepnęła młoda kobieta.
— Jeszcze tylko podpis i data... Krótko, ale dostatecznie.
Blanka wzięła wzór testamentu, złożyła go w ośmioro i wsunęła do portmonetki.
— Liczę na pana... — rzekła następnie. — Pojedziesz pan jutro ze mną, nieprawdaż?
— O której godzinie jedziemy?
— W samo południe.
— Stawię się tu jutro pięć minut przed dwunastą, a dziś jeszcze wieczór zatelegrafuję do doktora Hèlouin, uprzedzając go o naszych odwiedzinach...
Nazajutrz o umówionej godzinie, odkryty powóz pędził w stronę Chatou, wioząc panią de Nancey i pana Roch.
Blanka ubraną była wykwintnie i wyzywająco. Nie zaniedbała niczego. Sądziła, że może będzie trzeba posługiwać się sztuką uwodzenia względem męża, chcąc wymódz na nim podpis dający jej majątek.
Eks-adwokat — zachowując wszelkie względy uszanowania, zajmował jak można najmniej miejsca na przedniej ławeczce.
Konie były to bieguny rasowe; to też maleńką tę podróż odbyły prawie tak szybko jak lokomotywa kolei i zatrzymały się przed furtą domu zdrowia, na ulicy Zamkowej w Chatou.
Doktór Hèlouin uprzedzony, jak wiemy, czekał na hrabinę z oznakami wielkiej czołobitności.
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/323
Ta strona została skorygowana.