Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/324

Ta strona została skorygowana.


XLII.
Testament hrabiego de Nancey.

Blanka zaczęła bez żadnych wstępnych frazesów rozmowę z dyrektorem.
— Jakże się ma dziś hrabia? — zapytała.
— Zupełnie tak samo jak wczoraj, pani hrabino, bez żadnej zmiany ani pod względem fizycznym, ani też moralnym.
— Przytomność umysłu dostateczna, aby mógł rozumieć i odpowiedzieć.
— Oh! zapewne! jeżeli pani hrabina ma zamiar żądać czego od swego męża, niepodobna czekać na lepszą sposobność...
— Hrabia spokojny, nieprawdaż?
— Ani ja, ani dozorca nie spostrzegliśmy nigdy u interesującego naszego pensyonarza nic, coby można nazwać gniewem, albo niecierpliwością. To baranek pani hrabino.
— Zatem nie potrzeba obawiać się gwałtownego napadu zapalczywego obłąkania?
— Bynajmniej.
— Ręczysz pan, że mogę bez narażenia się pozostać z nim sam na sam?
— Najzupełniej! Zresztą, gdyby pan hrabia wpadł nawet w delirjum, (czego nie przypuszczam), nie miałby